piątek, 24 sierpnia 2012
rozdział 1
Najdrobniejsze zdarzenia otwierają nowe światy…
Jeanette Winterson
Można by pomyśleć, że dzień ukończenia collegu
jest jednym z najszczęśliwszych dni nastolatka. I w większości przypadków tak
jest. Nawet Francesca Rhys, która do szkoły poszła rok wcześniej, radowała się
na samą myśl o opuszczeniu na zawsze tych szkolnych murów. Do czasu. Bo
przecież nie mogło być zbyt idealnie, prawda?
Patrzyła nieprzytomnym wzrokiem na szybujące ku
góry niczym fajerwerki birety i mimo tego, że na jej twarzy widniał radosny
uśmiech szczęśliwej absolwentki Bristlington Enterprise College, myślami była w
swoim domu, siedząc na kanapie przed rodzicami. Wspominała ich wczorajszą
rozmowę, gdy pytała, czy przyjdą na rozdanie dyplomów, na co oni… się nie
zgodzili. „Musimy zarabiać na twoje przyszłe studia” – dobrze jej znana
wymówka, którą stosowali niemal zawsze. Tylko czasami zastępowana była
„jesteśmy zbyt zmęczeni”. Zarabianiem na jej studia oczywiście. O ironio. I
mimo, że była na nich zła to brak ich twarzy w tłumie rodziców, stale robiącym
pamiątkowe zdjęcia, był jak ostrze wymierzone w jej serce. Cięcie głębokie,
lecz do przewidzenia. Bo czego innego mogła się po nich spodziewać?
Uśmiechała się i żegnała ze znajomymi, szukając
wzrokiem w tłumie swojej najlepszej przyjaciółki. Szybko się z tym uporała,
odnajdując ją stojącą ze swoją rodziną. Państwo Warwick w pełnym składzie
ściskali się, szczerzyli do siebie, a pani Julia miała nawet łzy w oczach.
Mała, słodka Michelle obejmowała Kaylę w pasie, wpatrując się z uwielbieniem w
starszą siostrę.
Francesca poczuła kolejny cios w sercu. Już
nigdy nie będzie miała okazji być częścią takiej sceny.
Jej ciało przeszył przyjemny dreszcz, gdy talię
oplotły męskie dłonie, a na karku poczuła ciepły oddech. Chwilę po tym na jej
policzku wylądował delikatny całus, który natychmiast pochwyciła ustami i
odwróciła się do Michaela – swojego chłopaka. Cudowny jak zawsze, pomyślała, odrywając się od niego.
- Gratulacje dla najpiękniejszej i
najmądrzejszej absolwentki w Wielkiej Brytanii – wyszeptał, opierając swoje
czoło o jej i składając jeszcze jeden pocałunek.
- Cieszę się, że przyszedłeś.
- Nie mogłem przecież tego przegapić. Tata
poradzi sobie chwilę beze mnie. – Uśmiechnął się smutno i złapał ją za rękę,
kierując się w stronę murku, gdzie mieli poczekać na Kaylę.
- Jak on się czuje?
Ojciec Michaela, pan Selby kilka dni temu miał
zawał i obecnie przebywał w miejscowym szpitalu. Jako, że jego żona dawno nie
żyła, a starsza córka wyjechała do Stanów, Michael opiekował się nim, gdy tylko
miał czas. Nawet Francesca, gdy tylko znalazła chwilę, wpadała na salę, aby
choć trochę zabawić starszego pana, do którego żywiła szczerą sympatię.
- Twierdzi, że świetnie jak zawsze i
rzeczywiście jest w tym trochę racji. Doktor Malvick mówi, że jeśli ten stan
się utrzyma przez następne dni, to go wypiszą.
- To świetnie! Ale… wiem, że i tak się martwisz.
Michael zmarszczył brwi. – Są duże szanse, że
atak się powtórzy, to dlatego.
Usiedli razem na murku, ramię w ramię, jak
zwykli robić w poprzednim roku, gdy chłopak jeszcze tu się uczył. Dobrze było
znowu poczuć się jak za tamtych czasów.
Francesca pogłaskała go po policzku i ścisnęła
mocniej za rękę, czule patrząc mu w zielone oczy. – Na pewno wydobrzeje. To
silny facet.
- Haha, mogę się czuć zazdrosny? – zaśmiał się z
przekąsem chłopak, chcąc zmienić temat na weselszy.
- O pana Jacka? Jak najbardziej.
Jak małe dzieci przekomarzali się jeszcze
chwilę, dopóki ich grono nie powiększyło się o Kaylę, radośnie podskakująca w
ich stronę. Przy każdym ruchu jej blond włosy za łopatki, które specjalnie na
tą okazję pokręciła, podlatywały do góry niczym przy podmuchach wiatru, a
wesołe ciemnoniebieskie oczy podkreślone czarnym tuszem, rzucały wesołe
iskierki. Jej twarz nie potrzebowała makijażu, aby wyglądać zachwycająco. Z
natury była ładną dziewczyną, ale nie wykorzystywała tego zbyt często.
Oczywiście zdarzało się jej „od niechcenia” naciągnąć jakiegoś kolesia w klubie
na darmowego drinka czy piwo, ale to tylko czasami. I oczywiście zawsze za to
płaciła. Naturalnie nie pieniędzmi.
Kayla wyglądała jak typowa cheerleaderka, którą
zresztą była. Francesca od zawsze zazdrościła jej urody, ale nie okazywała tego
za bardzo. Pogodziła się ze swoim wyglądem i w sumie było jej z tym dobrze, bo,
nie mogła zaprzeczyć, do brzydkich osób nie należała. Do tych pięknych niestety
też nie. Ale nie wygląd jest najważniejszy, prawda?
- Gołąbeczki, nie wiem czy zdajecie sobie
sprawę, ale to właśnie w tym miejscu zakwitła wasza miłość – zaczęła wesoło, kończąc
dramatycznym tonem i teatralnie przykładając sobie dłoń do czoła. – Michael,
wyglądałeś tak słodko i nieśmiało, gdy próbowałeś zaprosić Franci na randkę, a
ona ledwo zdołała wykrztusić „tak”. Nie wiem czy gdybym nie przejęła wtedy
inicjatywy, coś by w ogóle z tego wyszło.
- Ej, nie przypisuj sobie wszystkiego. Gdybym
nie podszedł…
- Nie wiedziałbyś co straciłeś – wtrąciła się
Francesca, pokazując mu język. Przy tych dwóch najważniejszych osobach w jej
życiu zawsze czuła się swobodnie i szczęśliwie. Byli jej siłą napędową, tlenem
podtrzymującym palący się w niej ogień.
Gdybyś nie
podszedł… nie wiedziałabym, co mogłam zyskać, dodała w myślach. Michael mimo tego, że
nie wyglądał jak jakiś gwiazdor, to był przystojny i słodki na swój wyjątkowy
sposób. A poza tym potrafił ją rozbawić, potrafili rozmawiać godzinami,
rozumiał ją i akceptował jej wady. Z lubością odtwarzała w myślach ich pierwszą
randkę, pierwszy pocałunek, pierwszy
kilkudniowy wyjazd tylko we dwoje, pierwszą wspólnie spędzoną noc… Idealna
miłość, można by rzec.
- A tak w ogóle, Kayla, komu zawinęłaś tę
czapeczkę? Legalnie z pewnością jej nie dostałaś. – Michael jak zawsze
spróbował dopiec dziewczynie, która również nigdy nie przepuszczała okazji na
zaczepkę. Francesca uwielbiała słuchać ich kpiących nawzajem z siebie głosów,
czasami wtrącając jakiś żarcik, który początkował kolejną serię przyjacielskich
kłótni.
- Uwierz mi, że nie każdy musi kantować na
egzaminach, żeby zdać.
- Nie każdy, ale ty akurat tak.
Francesca zaśmiała się cicho i ponownie
pogrążyła się w myślach. Nie potrafiła w pełni cieszyć się tym dniem, który sam
w sobie był ładny. Słońce przyjemnie grzało twarze, lekki wietrzyk szumiał
między liśćmi, a w powietrzu unosiła się wesoła atmosfera. Lecz nawet to nie
potrafiło wyprzeć z jej umysłu natrętnych, ponurych myśli.
Znowu w jej głowie pojawili się rodzice. Ale
oprócz nich chciałaby zobaczyć tutaj jeszcze kogoś innego, o wiele ważniejszego
dla niej od samych rodzicieli. Jej kochaną babcię. Babcię, która nigdy jej nie
odrzuciła i darzyła miłością nie tylko za siebie, ale i za matkę, i ojca
również. Osobę, dzięki której dzieciństwo nie było takie smutne. Osobę, której
mogła o wszystkim powiedzieć, wypłakać się, wyżalić.
Zamiast obejmujących ją ramion Michaela, w tej
jednej chwili wolała poczuć kruche ciało babci obok. Chociaż jeszcze jeden raz.
Ale to niemożliwe.
Smutek wkradł się do jej serca na samo
wspomnienie dnia odejścia babci. 6 lat temu, a wydawałoby się jakby to było
wczoraj…
Francesca
wesoło podskakując, wbiegła do domu, lecz jej humor podupadł, gdy od progu
wyczuła napiętą atmosferę. Państwo Rhys siedzieli przy stole w kuchni,
pochyleni ku sobie, cicho o czymś rozmawiając. Już sam fakt, że są w domu o tej
porze wydał się jej podejrzany. Gdy Nicole zauważyła córkę, stojąca w wejściu,
wstała i powoli ruszyła ku niej.
- Kochanie…
Coś strasznego musiało się stać, pomyślała wówczas 12-nastoletnia
dziewczynka. Mama dawno tak do mnie się nie zwracała. Później miała się przekonać, że był to ostatni raz, gdy usłyszała z
jej ust takie czułe słowa.
- Dzisiaj
nie możesz odwiedzić babci. Babcia – kobieta wzięła głęboki wdech, po czym
głośno wypuściła powietrze – nie żyje.
- Babcia…
CO?
Spojrzała z
niedowierzaniem na Nicole, następnie przeniosła wzrok na ojca, który skinął
nieznacznie głowę, potwierdzając tragiczne wieści.
- Nie
wierzę – powiedziała stanowczo po chwili, zakładając ręce na piersiach. –
Kłamiecie. Chcecie mi zrobić kawał.
- Francesco
– ostry ton głosu ojca przeszył jej głowę, na co się wzdrygnęła – sądzisz, że
żartowalibyśmy na taki temat?
Matka
podeszła jeszcze kilka kroków, chcąc przytulić dziewczynkę, lecz ta się
odsunęła.
- Nie –
wyszeptała, czując jak łzy napływają jej do oczu. – Nie…
Rzuciła
plecak na ziemię i wybiegła z domu, nie zwracając uwagi na wołanie kobiety.
Nogi same poprowadziły ją dobrze im znaną drogą do posesji babci. Po 5 minutach
była już przed drzwiami, ale nie musiała wchodzić do środka, żeby wiedzieć, że
rodzice jednak nie kłamali. Obce jej głosy, które słyszała z wnętrza
potwierdzały wszystko.
Załkała
żałośnie i pobiegła za dom, do sadku. Chciała się znaleźć w ulubionym miejscu
jej i babci, pod starą, dużą jabłonką, rosnącą nad wąskim strumykiem
przecinającym połać ziemi.
Zaślepiona
przez łzy, nie zauważyła wystającego z ziemi konaru, o który się potknęła tuż
przed samym celem. To
niemożliwe, niemożliwe!, powtarzała w
myślach… Dopiero gdy poczuła pieczący ból w kolanach, otarła oczy, a wtedy coś
błysnęło przed nią w trawie. Szybko podniosła przedmiot, rozpoznając w nim
wisior, z którym jej babcia się nie rozstawała. Przynosi mi szczęście – zawsze
mówiła – a kiedyś ty go przejmiesz.
A teraz
właśnie ona go trzymała. Piękny, srebrny wisior w kształcie symbolu
nieskończoności z małym sercem wykonanym z czarnego szafiru na środku. Babcia musiała go zgubić, pomyślała, a wtedy szczęście ją
opuściło. Postanowiła od tamtej chwili
nosić go każdego dnia, bez względu na wszystko…
Prawie 18-nastoletnia Francesca podniosła dłoń,
aby dotknąć pamiątki po babci, lecz nic nie poczuła pod togą. Przycisnęła rękę
mocniej, myśląc, że wisior zaplątał się między warstwami ubrań, ale efekt był
ten sam.
- Gdzie on jest, do cholery? – szepnęła
gorączkowo.
Próbowała zaglądnąć za kołnierz togi, gdy
Michael przytrzymał jej dłonie swoimi.
- Co się dzieje, kochanie?
- Mój wisior… nie mam go!
Zerwała się na nogi, zdejmując togę i przy
okazji ukazując spory kawałek płaskiego brzucha, co kilku przechodzących obok
znajomych kolesi skwitowało gwizdami i brawami. Ucichli, gdy tylko Michael na
nich spojrzał.
Francesca rozebrana już do samej koszuli i
czarnej spódniczki, chaotycznie macała się po całym ciele, próbując coś poczuć.
Zamiast tego jedynie czuła zimny pot występujący jej na karku i czole.
Wyglądała komicznie, więc Kayla nie powstrzymała
się od śmiechu.
- Spokojnie, tak na pewno go nie znajdziesz.
Jesteś pewna, że go założyłaś?
- Tak! Jeszcze nigdy o tym nie zapomniałam –
powiedziała szybko Francesca, ciągle się rozglądając.
Zaczęła zbierać ubrania i pakować je do zabranej
ze sobą torby, co by tak nie leżały na brudnym chodniku.
- Chodźmy na dziedziniec, może tam będzie –
zaproponowała Kayla, na co tylko skinęła głową, zamierzając z miejsca rozpocząć
poszukiwania. Przecież to jej najcenniejsza pamiątka po babci!
Michael odchrząknął i spróbował złapać Francesce
za ramiona, co dopiero po chwili mu się udało. – Skarbie, na pewno się
znajdzie. Nie panikuj. – Spróbował uśmiechnąć się pocieszająco. – Ja na razie
muszę lecieć, wiesz, tata już długo jest sam…
Rozumiała. Skinęła głową, patrząc mu w oczy. Ich
zieleń zawsze ją uspokajała i tym razem również podziałało.
- Idź. – Poczekała, aż pocałuje ją w usta.
Krótko, lecz namiętnie, jakby zaraz miał się skończyć świat. Czyli jak za
każdym razem. – Nie zapomnij o imprezie wieczorem.
- Będę u ciebie o 8. – Pocałował ją raz jeszcze
i się oddalił. Patrzyła chwilę za jego wysoką, szczupłą sylwetką i podziwiała
jego popielate włosy lśniące w słońcu.
- Uwielbiam patrzeć na was jak się miziacie –
stwierdziła ironicznie Kayla, przewracając oczami. Francesca wysiliła się na
lekko zakłopotany uśmiech i ruszyła w stronę dziedzińca ciągle schylona nad
ziemią.
Muszę go
znaleźć. Czuła
jakby od tego zależało jej życie.
~●~●~●~●~●~
Czuję, jakbym mogła podbić świat J Ten napad weny jest
naprawdę niesamowity. Dwójeczka już się pisze :D
Zaprojektowałam sobie ten wisior, będziecie
mogli go zobaczyć, gdy tylko przerzucę zdjęcie na komputer.
Pozdrawiam ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No bardzo, bardzo ładnie moja droga. Niby taka sielanka - kochający chłopak, słodka i szalona przyjaciółka - a jednak gdzieś tam czuje się żal i smutek...
OdpowiedzUsuńTaka trochę dziwna ta sytuacja z rodzicami - zawsze mi się wydawało, że każda matka i ojciec kocha swoje dziecko i skupia na nim większość swojej uwagi... Tutaj jest na odwrót.
Pisz szybciutko, Twoja Scarlett
Yeah, udało mi się ustawić opcję "odpowiedz" :D
UsuńDziwna sytuacja, bo dziwna ma być. Wszystko będzie wyjaśnione, mam wszystko zaplanowane.
Pozdrawiam
Ach - gratuluję udanego ustawienia ;D
UsuńIdealny rozdział 1. Taki jak powinien być. Przedstawienie sytuacji, wprowadzenie bohaterów. W ogóle po Tobie nie widać, że początki bywają trudne, oby tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej mnie ciekawi, co takiego zmieni się teraz w życiu głównej bohaterki i jak wprowadzisz elementy fantastyki. Domyślam się, że ten wisior będzie miał coś wspólnego z magią. Pytanie tylko co ;>
Czekam na więcej i wpisałam się już do subskrypcji ;*
Pozdrawiam <3
Dziękuję bardzo ;* Nawet nie wiesz jak bardzo sobie cenię Twoją opinię.
UsuńZ tym opowiadaniem idzie mi wyjątkowo lekko, jak z żadnym innym. Codziennie mogłabym pisać i pisać, a pomysły same wkradają mi się do głowy i układają w spójną całość. Mam nadzieję, że taki stan się utrzyma do końca :)
Teraz Twoja kolej na dodanie rozdziału. Całusy ;**
Hah chciałabym mieć takie sny, które sprawiałyby że powstałoby z mojej głowy coś takiego.
OdpowiedzUsuńNaprawdę jestem pod wielkim i szczerym uznaniem.
Czyta sie fantastycznie i ciekawie.
Zwłaszcza zaintrygowała mnie główna bohaterka.
nie jest taką typową angielką za jaką uważałam ją na początku.
Frances to dziewczyna z charakterem.
W ogóle podoba mi się również sam styl jak i pokazanie własnego spojrzenia na świat.
Bardzo mi miło to słyszeć :) Dawno nie pisałam i bałam się, że wyszłam z wprawy, ale chyba nie jest tak źle.
UsuńA sny... Cóż, to po prostu moja wyobraźnia, która działa kilkakrotnie lepiej nocą :D
Pozdrawiam
Tak, szablon piękny - nie ma co!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że bardzo lekko się czytała, co jest dużym plusem. Tak jakoś po prostu - z górki. Niesamowicie intrygujące i wciągające, a Twój dobry styl tylko to wszystko podkreśla. Podoba mi się sylwetka głównej bohaterki, bo jest lekko tajemnicza, ale jednocześnie otwarta. I wydaje się być zamknięta w złotej klatce - ma od rodziców wszystko, o co poprosi oprócz ich obecności. To jest okropnie krzywdzące.
Michale to taki typowy dobry chłopak. Więcej jakoś na razie nie umiem o nim powiedzieć. Pewnie już niedługo się to zmieni ;) A Kayla... zwariowana i pełna życia, widać, że dopiero wkracza w dorosłość.
Pozdrawiam cieplutko!
Bardzo mnie cieszy, że Ci się podobało. Mam nadzieję, że dalsze rozdziały również przypadną Ci do gustu ;)
UsuńJak na razie interpretacja idzie Ci dobrze, aż za dobrze! ;P Oby z dalszą treścią nie było tak łatwo, będę się starała.
Dziękuję i również pozdrawiam
Witaj! Pierwsze co zrobię to odpowiem ci na komentarz, który zostawiłaś na moim blogu. Nie lubię bezsensownego SPAMU, bo po cóż reklamować ocenialnie na blogu, gdzie i tak nie zostanie ocenione przez wzgląd na tematykę? Może nico ostro przedstawiłam swoje rację. No cóż. Losy "anti character" są mi niestety nie znane. Nie wiem co mam począć. Najprościej świecie zrobię najprawdopodobniej przerwę skupiając się na dwóch innych :) Opowieść o shinigami jest tak lekka, że w każdej chwili mogę do niej wrócić :)
OdpowiedzUsuńTeraz ta treść właściwa. W końcu wróciłam z wyjazdu i mogłam przeczytać twój blog od dechy do dechy. Początek jest ciekawy, zwłaszcza prolog. Krótki, jednakże potrafił zaciekawić na tyle, aby mogła spokojnie przeczytać rozdział 1. Zastanawiam się czy nad tym naszyjnikiem. Czy ona go zgubiła? Czy ktoś go ukradł? A jak zgubiła czy go znajdzie? W zasadzie to jak szukanie igły w stogu siana, prawda?
Znalazłam skromne przejęzyczenie "gry od progu wyczuła napiętą atmosferę" -"gdy".
Po za tym kojarzę twój nick. Byłaś kiedyś na forum/stowarzyszeniu o HP, gdzie zakładało się blogi i pisało opowiadania czy coś w tym stylu? Mogłam także coś przeoczyć. W końcu pewnie nie jedna Paradis biegała niegdyś po internetowych zaułkach.
Pozdrawiam serdecznie ;*
Cóż, zaciekawiło mnie to, bo, przyznam się szczerze, że kiedyś byłam tam oceniającą, ale wtedy nie zdarzały się takie rzeczy... Ale to było dawno, gdy jeszcze była inna właścicielka ;)
UsuńNajlepiej by było, gdybyś w ogóle jej nie zostawiała :P Skoro to jest takie lekkie, czemu nie dajesz rady jej pisać?
Szczegółów zdradzić Ci nie mogę, ale odpowiedzi na swoje pytania poznasz niedługo, bodajże rozdział 3 lub 4. A za znalezienie błędu dziękuję. Jestem bardzo na to uczulona, wręcz nie znoszę, gdy coś niechcący mi się wciśnie lub Word sam wybierze niewłaściwe słowo...
Tak, byłam! Tak właściwie to ja założyłam tamto wszystko, ale szybko się skończyło... Może i ja Ciebie kojarzę? Pisałaś kiedyś pod innym nickiem?
Całusy!
Mam zaszczyt oficjalnie zaprosić na Nowy pierwszy rozdział pt: „Szansa, którą sobie dała” na www.niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com
OdpowiedzUsuńprzepraszam że tutaj ale nie masz uruchomionego spamownika.
Podciągnę się pod wypowiedź rosmaneczki. Również chciałabym mieć takie sny. Gdybym miała opisywać w ramach opowiadania to, co nawiedza mnie w nocy, to z pewnością zamknęliby mnie w szpitalu dla obłąkanych. Seryjnie. W każdy poranek mam minfuck'a i gnębi mnie pytanie ''Czego się, do cholery, nawąchałam wieczorem, że mam takie sny?".
OdpowiedzUsuńAle odbiegłam od tematu.
Zaczęło się naprawdę fajnie. Masz łatwy, lekki styl. Czyta się to i czuje, że pisanie musiało Ci iść jak po maśle (mi zazwyczaj po papierze ściernym). Wprowadzenie w świat bohaterów również w porządku. Jest sielanka, teraz czekamy, aż coś się pogmatwa.
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział, życzę weny.
Pozdrawiam ciepło.
PS W sprawie bety - spadłaś mi z nieba, naprawdę. W międzyczasie napiszę do Ciebie na Gadu-Gadu i wymienimy się emailami ;)
W takim razie chyba powinnam komuś mocno podziękować, że mam taką wyobraźnię ^^ Chociaż czasami to jest naprawdę przerażające i obrzydliwe, bo potrafię stworzyć w głowie każdy obraz...
UsuńZ tym pisaniem to różnie bywa, tak naprawdę. Jak mam ochotę, to palce same stukają w klawiaturę, a czasami po 10 minut zastanawiam się nad jednym zdaniem. Wszystko zależy od Pana Wena!
Czekam na wiadomość od Ciebie, a tak na marginesie, często jestem na niewidoku, więc nie krępuj się i pisz.
Całuski