niedziela, 9 września 2012
rozdział 3
Jest we mnie teraz coś, co w każdej chwili może wybuchnąć
łzami…
Virginia Woolf
Każdy ma takie dni, których wolałby, żeby nigdy
nie było. Przypominają o tym, o czym człowiek tak usilnie stara się nie
pamiętać na co dzień. Zadają ponownie ból, za każdym razem mniejszy od
poprzedniego, lecz nigdy nie znikający. Bo wbrew pozorom, nie da się go pozbyć.
Z czasem można go nawet polubić, przyzwyczaić się, uodpornić. Podziękować za
to, że nie pozwala zapomnieć, a ten dzień uczynić wyjątkowym i jedyny w swoim
rodzaju.
28 czerwiec był takim dniem Franceski.
I gdy tylko obudziła się z potwornym bólem głowy
i poczuciem suchości w ustach, od razu wiedziała, że to dzisiaj. Macając na
oślep ręką po stoliku nocnym, znalazła telefon i mocno wcisnęła czerwoną
słuchawkę. Jak co roku nie chciała mieć kontaktu z kimkolwiek, cały dzień sama.
Tylko ona i wspomnienia.
Leniwie zwlokła się z łóżka, przypominając sobie
wydarzenia poprzedniego wieczoru. W jej głowie od razu pojawił się widok
tajemniczego chłopaka.
- Skąd się wziąłeś? – mruknęła w przestrzeń,
masując sobie skronie. Zupełnie nie miała pojęcia kim jest, skąd wie, jak się
nazywa, a najbardziej martwiło ją to, że zrobił na niej takie wrażenie. Nigdy
nie doświadczyła takiego uczucia, było jej całkowicie nieznane. I niesamowicie
przyjemne.
Mimo to, chłopak ją przerażał. Pojawiał się
znikąd w jednej chwili i tak samo szybko znikał. Jakby była w tym jakaś magia,
której jej umysł nie potrafił ogarnąć. A ona nie lubiła czegoś nie rozumieć.
Przeciągnęła się, obiecując sobie nie myśleć o
tym dzisiaj. Ogarnęła wzrokiem pokój, utwierdzając się w przekonaniu, że mocno
wczoraj zabalowała. Ubrania porozrzucane po całej podłodze, każdy but w innym
kącie, torebka pod szafą, a z niej wysypujące się drobiazgi. Na sobie miała
tylko bieliznę i brud. Dużo brudu.
Podeszła do oszklonej szafy, pobieżnie oceniając
swój stan. Włosy rozsypane w nieładzie, miejscami poplątane, makijaż rozmazany
na powiekach, szminka w kącikach ust, zmęczone oczy i szare worki pod nimi.
Poza tym na udzie zauważyła fioletowego siniaka niewiadomego pochodzenia.
- Brawo, Franci – powiedziała sarkastycznie do
swojego odbicia. – Cud, że w ogóle znalazłaś się we własnym łóżku.
Za to oczywiście mogła być wdzięczna Michaelowi,
tego była pewna. Zawsze dbał o jej bezpieczeństwo i odwoził ją do domu. „Skarb,
nie chłopak” powiedzieliby jej rodzice, gdyby tylko chcieli poznać go bliżej.
Przez długi czas sama tak myślała, bo czuła się przy nim naprawdę
fantastycznie. Teraz niby się nic nie zmieniło, ale czasem przytłaczała ją jego
troskliwość i miłość. Prawie nigdy się nie kłócili, rzadko robili coś
szalonego. To wszystko było takie… przewidywalne. Miała naprawdę czasami go
dość, choć nigdy mu tego nie okazała. Nie potrafiła. Mimo że czasami… czasami
naprawdę przesadzał. Choćby wczoraj. Może gdyby nie przyszedł po nią,
dowiedziała by się, kim jest tamten chłopak? Ale oczywiście… ugh! Miałam o tym nie myśleć!, skarciła się w
myślach.
Po ciszy na jej głośne „dzień dobry!” domyśliła się,
że dom był pusty, jak zwykle. Nawet
dzisiaj, pomyślała gorzko. Wciąż miała złudną nadzieję, że rodzice nieco
zainteresują się jej życiem lub choćby zostaną w domu w rocznicę śmierci
starszej córki. I jak zwykle się przeliczyła…
Otworzyła okno na oścież, napełniając płuca
świeżym powietrzem. Poczuła się tak lekko, jak nowonarodzona. Ale nowonarodzeni nie mają wspomnień,
pomyślała smutno, kręcąc głową i zerkając na zegarek stojący na biurku.
- Druga po południu. Cholera – szepnęła do
siebie i jak oparzona pobiegła do łazienki.
Biorąc prysznic czuła jakby woda oprócz brudu,
zmywała z niej także emocje. Wszystkie grzechy wczorajszego wieczoru, ból po
stracie medalika, widmo tajemniczego chłopaka, wspomnienia o siostrze,
wakacyjny nastrój… Wszystko. Gdy tylko skończyła, poczuła się taka czysta nie
tylko na ciele, ale i na umyśle. Jakby woda przez noc zmieniła swój skład
chemiczny i nabrała magicznych właściwości. Czuła się… cudownie.
Osuszyła włosy ręcznikiem i zaplątała je w lekki
warkocz na boku, dokończyła toaletę, po czym zeszła na dół coś zjeść, a przede
wszystkim się napić. Mimo wszystko musiała dzisiaj zmagać się z kacem, czy tego
chciała, czy nie. Oczywiście wolałaby nie musieć. Ale to nie pierwszy raz, gdy musiała
się z czymś zmagać, jej całe życie to była ciągła walka. Walka o oceny, walka o
miłość, walka o przyjaźń. Nigdy nic nie przychodziło samo z siebie. Nigdy.
Spakowała do torby kilka rzeczy, wzięła
słuchawki i mp3, po czym wyszła z domu. Po chwili w jej głowie rozbrzmiał
melancholijny głos Damiena Rice’a w piosence 9 crimes. Lubiła ją. Pomagała jej
lepiej wczuć się w nastrój tego dnia, odczuwać wszystko mocniej. Wybrała mało
uczęszczaną alejkę, którą mogła powoli przejść z pochyloną głową, rękoma w
kieszeniach i cicho nucić pod nosem.
Is that
alright? Yeah…
Wybierała się na cmentarz.
Słońce chowało się już za horyzontem, gdy
Francesca westchnęła głośno i opadła na kolana przed nagrobkiem. Zadowolona z
efektów swojej kilkugodzinnej pracy, złożyła ręce do modlitwy i zmówiła cicho
„Wieczny odpoczynek” oraz „Pod Twoją obronę”. Zapaliła dwa znicze i postawiła
na płycie, po czym pocałowała zdjęcie zmarłej siostry.
Ściszyła muzykę i usiadła przed grobem,
wpatrując się w fotografię w szarym kamieniu. Kolory co roku były coraz
bledsze, lecz wciąż można było rozpoznać twarz wtedy 14-nastoletniej
dziewczynki. Uśmiechnięta od ucha do ucha wyglądała na naprawdę szczęśliwą. I taka była.
Wspomnienia zaczęły napływać niemal równocześnie
z cieknącymi łzami po policzkach Franci. Do tej pory nie myślała o Noelle,
skupiła się na sprzątaniu, lecz teraz, gdy wszystko było czyste, a ona nie
musiała nic więcej tu zrobić, mogła cofnąć się w czasie.
Poprzez łzy spojrzała na lśniące złote litery na
nagrobku, przegryzając drżącą dolną wargę.
Noelle Alice Rhys
23.01.1981 – 28.06.1995
Oddać życie za kogoś
innego –
to najpiękniejszy rodzaj śmierci
- Oddać życie za kogoś innego – powiedziała
głośno i przełknęła ślinę, powstrzymując łzy, lecz z następnymi słowami głos
jej się załamał: - to najpiękniejszy rodzaj śmierci.
To były słowa babci... Babci, która jako jedyna
była w stanie zająć się pogrzebem, gdy cała rodzina pogrążyła się w rozpaczy i
żałobie. Babci, która jako jedyna potrafiła wytłumaczyć pięcioletniej
dziewczynce, że to nie przez nią jej siostra zmarła.
Jej ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch; cała
się trzęsła od wybuchy nadmiaru rozpaczy gromadzącej się w środku. Ściśle
obejmowała rękoma kolana, jakby bała się, że rozsypie się na drobne kawałki. Bujając
się w przód i w tył, nawet nie zauważyła, że wokół zrobiło się ciemno, bateria
w mp3 była już rozładowana i muzyka przestała grać, a temperatura znacząco
spadła. W jej głowie szaleńczo wirowały myśli, jak nigdy czuła się całkowicie
odcięta od świata, jakby ktoś wepchnął ją w czarną otchłań smutku i rozpaczy.
Może gdyby
nie ja,
pomyślała, może rodzice byliby inni.
Wczoraj skończyłabym college i w czwórkę byśmy świętowali…
Choć była wtedy jeszcze dzieckiem, bardzo dobrze
pamiętała starszą o 9 lat siostrę. Siostrę, która kochała ją bezgranicznie i
bezinteresownie, opiekowała się jak najcenniejszym skarbem i zawsze znajdywała
czas na wspólną zabawę. Pamiętała, gdy przyszła ją utulić do snu, kiedy zostały
same, bo rodzice wyszli tylko we dwoje. Francesca bała się „potwora spod
łóżka”, lecz ledwo zdążyła zapłakać, a Noelle była przy niej. Spędziła ponad
godzinę słuchając jej ślicznego i uspokajającego głosu, kiedy opowiadała bajki
i historie z dzieciństwa. Ale jej nie obchodziło, co się stało z dziwną
księżniczką, która spała na ziarnku grochu. Liczyło się tylko to, że jej
ukochana siostrzyczka jest przy niej i czule głaszcze ją po włosach, i że
pachnie tak pięknie lawendą…
Po chwili wspominała już jak zrobiła siku w
majtki na placu zabaw i inne dzieci się z niej śmiały, a jej było tak bardzo
wstyd, że jest taka duża i nadal popuszcza. A wtedy Noelle dyskretnie oblała
się w kroczu wodą z butelki, tak żeby Francesca nie widziała i powiedziała, że
ona też jeszcze robi siusiu i że to nic złego, wystarczy tylko zmienić majtki,
a wszystko będzie dobrze. Wtedy to wydawało się takie proste, a teraz
wiedziała, że ten gest musiał wymagać poświęcenia od nastoletniej dziewczyny…
Jednak te wspomnienia nie były najgorsze.
Franci doskonale pamiętała ten dzień. Całą
rodziną byli wtedy już od kilku dni na wakacjach nad Braydon Pond. Jako dziecko
była niesamowicie ruchliwa, ciągle gdzieś biegała, skakała, chowała się,
wskakiwała do różnych dziur… Jednak najbardziej lubiła się wspinać.
Pamiętała, że już dłuższy czas panowały straszne
upały i wszystko usychało. Było już popołudnie, gdy ona i Noelle wybrały się na
spacer wzdłuż jeziora, a rodzice szykowali się do ogniska wieczorem. Szły sobie
brzegiem podziwiając przyrodę, a Noelle śmiesznie opowiadała o różnych
zwierzętach. Wtedy właśnie zobaczyła śliczną wiewiórkę i popędziła za nią,
zostawiając starszą siostrę z tyłu. Goniła ją na swoich krótkich nóżkach,
wbiegając w zarośla, a gdy ssak wskoczył na drzewo, ona bez namysłu wspięła się
za nim. Posuwała się na gałęzi drzewa, które rosło nad samym brzegiem i
większość listowia znajdowała się nad wodą. Gdy już była niemal na końcu,
spojrzała w dół i dopiero zauważyła, że jest już daleko i wysoko od brzegu.
Drzewo było rozłożyste i stare, a ostatnie upały jeszcze bardziej wysuszyły
konary.
Próbowała wrócić z powrotem na ziemię, lecz
gałąź zaskrzypiała, gdy tylko się ruszyła. Pisnęła głośno swoim dziecięcym
głosikiem, a Noelle po chwili była już u dołu. Pokonując swój lęk wysokości,
szybko, lecz ostrożnie wdrapywała się do góry, a bladą twarz pokrywały kropelki
zimnego potu.
Zaraz przy
tobie będę, maleńka
– powtarzała raz za razem, przybliżając się do Franceski.
I gdy już była na tej samej gałęzi, gdy dziewczęta
dzielił zaledwie metr, gdy już niemal muskały się dłońmi… Właśnie wtedy
uschnięta gałąź złamała się i wpadły z krzykiem do wody.
Francesca wyszła z tego jedynie z kilkoma
zadrapaniami na ciele, lecz Noelle nie miała tyle szczęścia. Dopiero kilka lat
później Franci poznała szczegóły jej śmierci… Gdy dziewczyny spadły, Noelle
była bliżej brzegu, gdzie z płytkiej wody wystawały jeszcze konary drzewa, na
którym się znajdowały oraz duże kamienie o ostrych krawędziach… Starsza siostra
zleciała na to wszystko z wysokości 2,5 metra, uderzając głową o jedną ze skał…
Zmarła na miejscu. Nawet gdyby nie to, miałaby złamane obie ręce i liczne zadrapania
oraz siniaki.
Pewnego dnia Franci znalazła zdjęcia zmarłej
zrobione przed pogrzebem… Śliczna twarz siostry była pokryta fioletowymi
plamami, ręce leżały jakoś tak nienaturalnie krzywo… Na zawsze będzie miała ten
widok w pamięci.
Noelle miała wtedy 14 lat, Francesca 5…
I gdyby tylko… gdyby tylko nie była taka
bezmyślna i nie pogoniła tej głupiej wiewiórki! Wszystko byłoby całkowicie
inaczej! Może nawet babcia by nie umarła…?
Tyle straconych możliwości… zaprzepaszczonych szczęśliwych
chwil… a to wszystko przez nią! PRZEZ NIĄ! To tylko jej wina! Nikogo innego…
Szlochała coraz mocniej, kolana miała całe mokre
od płaczu, a na ramionach gęsią skórkę. Ale nawet tego nie zauważyła. Wszystko
było nieważne, nic się nie liczyło, oprócz bólu rozdzierającego ją od wewnątrz.
Poczucie winy, które tłumiła w sobie na co dzień przez tyle lat, teraz dało o
sobie znać w wzmocnionej dawce. Czuła się taka beznadziejna… i winna. Przede
wszystkim winna… Nie dość, że przez nią kochana przez wszystkich Noelle
zginęła, to jeszcze jej rodzice popadli przez to w depresję. Dlatego się nią
nie interesowali. Musieli skupić się na czymś innym, w ich wypadku na pracy,
aby nie popełnić samobójstwa lub zrobić innej równie głupiej rzeczy.
Wychowywanie drugiej córki, która ich zdaniem nie była nawet w połowie tak
zdolna jak pierworodna, straciło dla nich sens. Woleli oddać się pracy…
Czasami nocami Francesca pocieszała się, że nie
interesują się nią, ponieważ nie chcą się do niej przywiązywać i znowu
cierpieć, gdyby i ona miała odejść. I choć było to marne pocieszenie, w takich
chwilach dla niej wystarczało i to.
Lecz nie dzisiaj. Dzisiaj nie mogła się
pocieszać. Chciała czuć ten ból, wypłakać się za wszystkie czasy, aby
następnego dnia obudzić się jak zawsze, spotykać z przyjaciółmi, rozmawiać,
śmiać się… To tylko dzisiaj. Dzisiaj jest
wyjątkowe.
Napłynęła kolejna fala łez. Litry wody wylewane
przez nią przynosiły swojego rodzaju ukojenie, którego nie mogło zapewnić jej
nic innego. Była tego pewna.
Już miała wycierać oczy, właśnie chciała
podnieść ręce do twarzy, gdy na jej ramieniu niespodziewania znalazła się
ciepła, męska dłoń. Poczuła iskierki w tym miejscu i mimowolnie się wzdrygnęła.
- Proszę – powiedział cicho chłopak kucający
obok, podając jej materiałową chusteczkę w wyciągniętej ostrożnie ręce w jej
stronę.
Powoli, nie dowierzając samej sobie, przyjęła
pomoc od nieznajomego, którego widziała wczoraj.
~●~●~●~●~●~
Nie mogłam się dłużej powstrzymywać, żeby nie
wstawić dzisiaj tego rozdziału. Może Wam się nie spodobać, nie zdziwię się, mi
samej dość ciężko było go napisać, ale sądzę, że następny (który jest już
gotowy, tak swoją drogą) o wiele bardziej przypadnie Wam do gustu. Przynajmniej
mam taką nadzieję J
Możecie uznać Franci za słabą i płaczliwą, ale
ona naprawdę czuje się odpowiedzialna za śmierć siostry. Jest świadoma, że mimo
młodego wieku, mogła tego uniknąć. A emocje czasami każdego przytłaczają…
prawda?
W mojej głowie rodzi się kolejny pomysł na
opowiadanie, ale całkiem inne od dotychczasowych. Właściwie to zainspirowała
mnie książka, którą czytałam dawno temu, a której tytułu niestety nie pamiętam.
Zapadła mi w pamięć, bowiem cała była napisana dialogami, bez żadnych opisów. I
ja bym chciała coś takiego stworzyć. Myślicie, że to by się przyjęło?
Dziękuję za komentarze i rady, a także za
wytykanie mi błędów, nie tylko tych ortograficznych czy interpunkcyjnych, ale
zwłaszcza za stylistycznych. Jeśli jakieś zauważycie, moje drogie czytelniczki,
to byłabym bardzo wdzięczna za wypisanie ich! Człowiek uczy się na błędach, a
ja bardzo chciałabym poprawić swój warsztat, gdyż wiem, że stać mnie na więcej…
tylko potrzeba trochę czasu, aby wejść na wyższy poziom.
Całusy!
PS. Swoją drogą, ja sama jestem podekscytowana
dalszym ciągiem i chyba dlatego wena mnie nie opuszcza!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Możesz to uznać za dziwne, ale prawie się popłakałam czytając ten rozdział, może nie od początku, ale gdy tylko Francesca znalazła się na cmentarzu.
OdpowiedzUsuńOpis był przepiękny, jak i cały ten rozdział i nie mogę wydusić z siebie nic więcej, więc... DZIĘKUJĘ!
:) ;*
Wow, jestem zaskoczona, że ten rozdział mógł wzbudzić w kimkolwiek takie emocje. Ale również nieco dumna z siebie, chociaż nie wiem, czy doprowadzenie kogoś do łez można uznać za sukces ;) Pozdrawiam
UsuńNo weeeeź! Ja tu się wciągam, facet jakiś się pojawia i... koniec? Jak tak można!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo dobry. Wzruszyłam się i chyba tylko siłą woli nie poruczałam się jak jakieś niemowlę. Muzykę dałaś taką, że normalnie aż mnie ścisnęło za serducho. Ja nie pomyślałam, że Franci jest płaczliwa i słaba, uważam, że dobrze się zachowuje, stosownie do sytuacji. No sorry, ale żeby rodzice nie przyszli w rocznicę śmierci dziecka na cmentarz to już normalnie przekracza wszelkie granice.
Oczywiście czekam na 4 rozdział. Mam nadzieję, że skoro już jest napisany, to przepowiednia zapisana po prawej się spełni. Choć tydzień to i tak dłuuugo.
Pozdrawiam!
Ugh, nie wiesz jak ja się powstrzymuje przed wstawieniem czwórki! Ale zachowam spokój i dam radę :D Wolę poczekać, bo być może jeśli będę chciała coś poprawić, to po opublikowaniu będzie to niemożliwe... Sama rozumiesz.
UsuńCieszę się, że się podobało :)
Całuję!
Jeju, jeju, jeju.
OdpowiedzUsuńSmętny nastrój poczułam już w pierwszym zdaniu. Więc to dzisiaj, rocznica śmierci siostry. Może to dar, a może przekleństwo, ale ja zawsze tak strasznie podzielam nastrój bohaterów, o których czytam, że w trakcie czytania miałam ochotę siedzieć i płakać nad swoimi problemami, czego staram się nie robić. Po prostu nagle, tak jak Franci, to wszystko mnie przytłoczyło. O ile tekst nie wywoływał skrajnych uczuć, to piosenka mnie dobiła. Piękna. Ale chwila, pięć minut na ogarnięcie się, czytam dalej.
Wybrałaś - Jezu, jak to zabrzmi - ciekawy sposób śmierci, spodziewałam się wypadku samochodowego (Franka wbiega, Noelle się rzuca i w ostatniej chwili wypycha ją na chodnik a sama ginie - zachciało mi się ostatnio przeczytać ,,O Psie, który jeździł koleją" xd) albo jakiegoś innego sposobu, a tu mnie zaskoczyłaś, nie pozytywnie - śmierć nie jest pozytywna - ale na plus.
Franci... jedyna pamiętała i przyszła uczcić pamięć siostry. Bez kitu, rodzice mogli się odsunąć od młodszej siostry, wpaść w wir pracy, ale nie przyjść na cmentarz? Nie spędzić TEGO WAŻNEGO DNIA w trójkę? Jak NORMALNA RODZINA?!
Reakcja - płacz- normalna. Płacz jest dobry. Oczyszcza, pozwala emocjom spłynąć, odejść. Sama bym tak reagowała.
Buziaki! Przytuliłabym ciepło, ale dzisiaj była ładna pogoda, dlatego masz buziaki!
PS Dodaj nowy rozdział szybko! Też tak mam, że jak trafię na wątek-żyłę złota to będę pisać i nie przestanę, aż całego nie wykorzystam, wtedy mogę spocząć na laurach. Tak powstaje kilka rozdziałów pod rząd nawet :>>
Cóż, nie jestem zwolenniczką tła muzycznego w opowiadaniach, ale tak jakoś mi się wstawiło pierwszy raz chyba. Po prostu pomyślałam, że warto będzie zalinkować, aby ktoś kto jeszcze nie zna tej piosenki (jest ktoś taki w ogóle?!), mógł sobie ją przesłuchać. Ale skoro to rzeczywiście i czytelnikom pomogło wczuć się w tekst... w takim razie jestem zadowolona :)
UsuńNa początku zastanawiałam się nad tym niemal tradycyjnym sposobem uśmiercenia, ale w końcu doszłam do wniosku, że to jednak zbyt często się powtarza. Więc tak znalazłam jeziorko i o, Noelle nie ma.
Za buziaki dziękuję, humor mi poprawiły i Tobie też przesyłam sto jeden całusów :*
PS. Rozdział za tydzień, nie ma bata!
PS2. Też miło wspominam "O psie, który jeździł koleją". Chyba naprawdę znowu sięgnę po tę książkę, bo jest tego naprawdę warta... Ukazuje wartości, których we współczesnym świecie zanikają.
Hej! Chyba muszę w końcu odświeżyć "bibliotekę" blogów obserwowanych, bo tak nigdy nie wiem kiedy coś dodasz, a dodajesz dość często, później się końce końców spóźniam. Ach, szkoda gadać! Rozdział był ładny, czasem zdarzyły się podobne zgrzyty jakie wypisywałam notkę wcześniej, ale pojedyncze. Ledwo zauważalne. Jak z nudów jeszcze raz przeczytać swój tekst to z pewnością je zauważysz.
OdpowiedzUsuńPo za tym zauważyłam dwa błędy - jeden śmieszny, a drugie jednorazowe interpunkcyjne potknięcie.
"każdy but w innym kącie" - w tym momencie zaczęłam się poważnie zastanawiać ile główna bohaterka nosi butów.
"Siostrę, która kochała ją bezgranicznie i bezinteresownie, opiekowała się jak najcenniejszym skarbem" - po co ci ten przecinek po "bezinteresownie, co? :)
I to byłoby tyle.
Co do opowiadania - ja tam myślę, że jej rodzice mogą mieć i także poczucie winny, że nie upilnowali dobrze swoich córek i mogę też właśnie cierpieć na ten syndrom przywiązania. Bać się, że ich młodsza pociecha umrze i znów pochłonie ich czerń rozpaczy. Sam fakt, że jednak się podnieśli (albo przynajmniej nie złamali do końca), świadczy on tym, że zależy im na córce. Chyba, że chodzi o coś jeszcze innego :)
Co do tego tajemniczego boya, dlaczego mam wrażenie, że dziewczyna da się mu poderwać, aby wybić się z tej związkowej rutyny. Tajemniczy facet, jak na tajemniczego przystało, nie wydaje się być nudny itp. Po za tym mam wrażenie, że wyjawi przed dziewczyną jakąś prawdę. Tylko na jaki temat? Śmierć babci?
Czekam na rozdział następny. I pozdrawiam. :D
PS. Ha! Jednak nie pomyliłam opowiadań, a już myślałam, że to nie to stowarzyszanie i nie ten nick. "Roji" skończyłam tylko swojej głowie jak i większość opowiadań, hahaha "D Ciągle obiecuję przed samą sobą, że "dyktatora" skończę! xD Daj mi ktoś tą siłę, aby tak było, bo wierzyć wierzę, ze tak będzie XD
Hej, a jak miałam inaczej napisać o tych butach? Chodziło mi o te dwa, co miała na sobie poprzedniego dnia. Komicznie dopiero wyglądałby opis typu "jeden but leżał w kącie od strony wschodniej, a drugi od północnej" ;) Przecinek błędem raczej nie jest, rozdziela po prostu dwie części zdania.
UsuńŚmierć babci będzie się jeszcze trochę przewijać, a co chłopak będzie miał z tym wspólnego, to zobaczysz.
Roji nie czytałam chyba, ten blog inaczej się nie nazywał. Może to był jeszcze jakiś wcześniejszy? Pamiętam, że panowały na nim tylko czerń i krwista czerwień :)
Pozdrawiam!